Slash 9.9 AXS - miłość od pierwszego jeżdżenia #bikereview

 

Nic tak nie cieszy, jak nowy rower zamówiony końcem czerwca, który przysłali tuż przed  pierwszym śniegiem, ale jak to mówią – miłość i s*aczka przychodzą znienacka, więc trzeba doceniać, wsiadać i nakur*iać. Wiadomo to czy wiosny dożyjemy w tych niespokojnych czasach?

Nasz pro-rider Paweł Reczek, który aktualnie przeżywa drugą młodość, doskonale o tym wie. Nazajutrz więc, jednego z tych uroczych poranków, w które nawet psy stróżujące biorą urlop na żądanie, dokręcił ostatnią z trzymanych w skrytce pod podłogą tytanowych śrub do mostka i nastroszony jak kogut, zaproponował swojej nowej księżniczce krótką, acz fascynującą przechadzkę po lokalnych włościach.

W drodze na Krzywoń rozmowa kleiła się na tyle obiecująco, że gdy stanął na starcie „Zazdrośnicy” i złapał za rączkę swój nowy obiekt pożądania, to był już tak nakręcony, jakby nażarł się grzybów. Klatka piersiowa podskakiwała mu w rytmie wirówki z butami w środku, sam nie wiedział czy mokre dłonie to od potu czy od deszczu, oddech gwałtownie mu przyspieszył, a źrenice rozszerzyły się do rozmiarów średnicy lagi od Fox 40.

Czuł się jakby włożył palce do kontaktu - naelektryzowany niczym wełniany sweter ściągnięty z kaloryfera. Karuzela psychicznej i fizycznej ekscytacji wciągnęła go na dobre i wiedział że z tej drogi nie ma już odwrotu. Wcisnął play prawą korbą, a potem zupełnie odleciał. 

Kiedy wreszcie po 4 dniach tej “krótkiej przechadzki” wrócił do bazy, zaczął opowiadać. 

Czy to jest prawda, bo czasem się to kupy nie trzyma, to my nie wiemy, ale widać było po chłopie, że nowa maszyna przetorowała mu ścieżkę przyjemności niczym pług zasypaną drogę w Dolomitach, i że po tym jak jej dosiadł już nic nigdy nie będzie takie samo… A zdawać by się mogło, że to tylko zwykły rower.  

Nie od dziś wiadomo, że u nas jest jak na spowiedzi - to co w HiSport zostaje w HiSport, więc najbardziej pikantnych szczegółów na pewno wam nie zdradzimy, ale dostaliśmy dyspensę, żeby uszczknąć rąbka tajemnicy i podzielić się chociaż kilkoma spostrzeżeniami z pierwszego razu w terenie.

Nowy Slash to przede wszystkim zupełnie przeprojektowana rama z systemem zawieszenia high-pivot, czyli wysoko umieszczoną główną osią obrotu. Dzięki jej położeniu, podczas ugięcia dampera wahacz nieco się unosi, tym samym znajdująca się na jego końcu oś tylnego koła (która pracuje w górę i po łuku) nieznacznie się cofa, powodując, że najeżdżające na nierówności koło porusza się w tym samym kierunku co siła uderzenia. 

Odczucie “zawieszania się” na przeszkodach, podbijania i utraty przyczepności zostaje praktycznie zupełnie wyeliminowane, bo rower dosłownie “pochłania” nierówności. Ma ogromny wpływ na płynność, stabilność i przyczepność maszyny, a stąd już tylko krok do osiągnięcia orga… pełni.    

Przelatujesz przez najtrudniejsze sekcje błyszcząć, a nie odbijając się jak piłka.

Podczas kompresji amortyzatorów łańcuch zaczyna pracować w większym zakresie, a tym samym przy maksymalnym ugięciu dampera pociągać za sobą korby. Żeby zniwelować ten efekt i zapobiec tzw. „odbiciu pedałów”, które w dużym stopniu utrudniłoby jazdę, zarówno w górnej, jak i w dolnej linii łańcucha zamontowano dwa duże koła zębate. Poza pracą w trakcie zjazdu mają one pomóc również na długich, mozolnych podjazdach. Jako, że kółka mają aż po 19 zębów, podczas pedałowania łańcuch przechodzi przez nie płynnie, nie zagina się, a energa ridera w całości przekłada się na wydajność, nie gubiąc się po drodze. No chyba, że na gadaniu.  

Tyle w teorii, a jak ten wynalazek sprawdza się w praktyce?

Paweł przetestował go zarówno na trasach kompleksu Rabka Trails, jak i na szybszych oraz trudniejszych “dzikusach” na Luboniu.

„Zjeżdżając z Lubonia byłem w szoku, jak to klei. Zawias pochłania kamienie, korzenie i małe pniaczki jakby nic tam nie było, aż trochę dziwnie i chwilę potrzebowałem, żeby się przestawić; momentami miałem wrażenie jakbym jechał na elektryku, który ma obniżony środek ciężkości i dosłownie „połyka” wszelkie nierówności - taranuje je jak Rosomak!; nawet jeżdżąc w mega śliskich warunkach du*a nic nie uciekała – przyczepność była wręcz porażająca!”

Ale, ale .. wszyscy dobrze wiedzą, że nic tak nie prowokuje do ucieczki z pierwszej randki jak to gdy ktoś bez przerwy opowiada o sobie i po 15 minutach spotkania zszedł do korzeni swojego drzewa genealogicznego zaplątanych o 12 wiek p.n.e. po czym zręcznie przeprowadził na twoich oczach sekcję zwłok swoich 4 poprzednich patologicznych związków. Więc… 

Czy ta fikuśna maszyneria w napędzie nie powoduje, że podczas zjazdu wszystko zaczyna podskakiwać i tłuc się jak młockarnia, doprowadzając do zwarcia na obwodzie receptorów słuchowych w naszym mózgu, stając się najgorszą torturą? Właśnie, że NIE!

Mimo dodatkowych elementów (zębatki, dłuższy łańcuch) zawieszenie pracuje cicho jak głos rozsądku u narkomana. Gumowa osłona wahacza całkowicie wytłumia dźwięk przesuwającego się łańcucha oraz zapobiega jego podskakiwaniu; wszystkie przewody są ukryte w ramie, więc nigdzie się nie obijają, co więcej, dopracowano nawet dźwignie pokrywy schowka w ramie, która wreszcie dobrze ją dociska, nie łapiąc luzów i nie stukając. Teraz na spokojnie możesz delektować się dźwiękiem dżdżownic wyjących się w wilgotnej ściółce oraz kropel deszczu ześlizgujących się po gładkich liściach.

Kolejną rzeczą, która sprawi, że rutyna prawdopodobnie już nigdy nie wkradnie się w wasz adrenalinowy, chory układ jest możliwość samodzielnej modyfikacji charakteru twojej wyścigówki, w zależności od tego w jakim aktualnie jesteś nastroju i jaki styl jazdy preferujesz. To ty decydujesz czy ma być dziko, ostro i skocznie czy raczej stabilnie, płynnie i przewidywalnie. 

Konstrukcja ramy z systemem high-pivot wzorowana na topowej zjazdówce Session, możliwość zamontowania większego skoku widelca (180 mm), zmiana kąta główki za pomocą adaptera (np z 63,5 seryjnie na 62 stopnie), regulacja „sztywności” dampera, albo ta najbardziej rzucająca się w oczy operacja plastyczna - zmiana wielkości tylnego koła - wszystko to czyni ze Slasha całkiem elastyczną sztukę, która sprosta gustom nawet najbardziej wybrednych. 

“Ścigam się zarówno w zawodach enduro MTB, jak i w DH dlatego potrzebowałem roweru, który będzie stanowił “hybrydę” lekkiej i zwrotnej endurówki i bestii, która poradzi sobie na szybkich, hardkorowych trasach zjazdowych, na których bezpiecznie “wybierze” duże hopy. Po pierwszych testach wiem, że trafiłem w dziesiątkę”. 

Pssttt…Pawełek zawsze trafia po pierwszej nutce! 😀 

A co z tymi kołami?? Lepsze małe czy duże ?   

Seryjnie rower przychodzi jako mullet ( 29 calowe koło z przodu i 27,5 z tyłu), z założenia ma to sprawiać, że  jest bardziej skrętny, lepiej się sprawdza na ciasnych, stromych trasach i jest bardziej wszechstronny, czego efektem ubocznym ma być zajebista frajda podczas jazdy. Sprawdziliśmy i tak - to działa! Jednak po wielu nieprzespanych nocach, snach na jawie ociekających mlekiem uszczelniającym, analizach i porównaniach, wyścigówka Pawła będzie w kolejnym sezonie przemierzała świat na dwóch laczkach w tym samym rozmiarze 29+29.

Rower na dużych kołach staje się typowo racingową maszyną – jest odczuwalnie szybszy, zwłaszcza na długich prostych, pokonuje nierówności niczym monster truck, a w zestawie z innowacyjnym zawieszeniem staje się stabilny jak psychopata po terapii wstrząsowej. Duże koło z tyłu powoduje, że rower ma trochę dłuższa bazę i trzeba go mocniej pochylać w skręcie, wymaga to nieco większych umiejętności technicznych. Jeśli jednak prędkość stanowi dla ciebie priorytet to w tej walce 29 zdecydowanie wychodzi na prowadzenie. 

„Mullet jest jak samochód WRC – łatwiej się prowadzi, jest bardziej skrętny, a jazda na nim sprawia sporo zabawy, do tego w kabinie jedzie z tobą pilot, który w razie czego pomoże w podbramkowej sytuacji; za to Slash na dużym kole to bolid F1 – super szybki i stabilny, ale za sterami siedzisz sam, pojedyncze błędy więcej cię kosztują, zwłaszcza na krótszych odcinkach, gdzie trudniej odrobić straty”.

Ostatnia kwestia to podjeżdżanie. Tutaj nasz pro – rider również wyraża się w samych superlatywach.

„Mimo, że nowy Slash w porównaniu ze swoją poprzednią wersją ma lekką nadwagę (po przeróbkach 16.8 kg) podjeżdżanie na nim jest zaskakująco łatwe i wygodne. Czułem się jakbym jechał na rowerze XC, już myślę o tym, czy kolejnym razem trochę nie podgolić sobie łydy, co jeszcze zwiększyłoby efektywność;)”

Stromy kąt rury podsiodłowej (78 stopni) sprawia, że środek ciężkości ridera jest bardziej przesunięty nad suport – dzięki temu większa siła przekłada się na pedały co sprawia, że pedałowanie jest wydajniejsze, nawet pomimo tego, że w rowerze seryjnie zamontowano krótsze korby (165 mm).   

W nowym Slashu wreszcie zapewniono dodatkową przestrzeń do montażu dłuższej sztycy regulowanej. W rozmiarze M/L można teraz spokojnie zamontować nawet 200 mm - u góry maszt nie będzie wystawał z ramy, a na dole nie spotka się z zawieszeniem.

Długość bazy kół jest większa – za to odległość między środkiem siodełka a kierownicą nie zwiększyła się – masz wrażenie pełnej kontroli nad rowerem i  łatwiej nim manewrować.

„Twój ciężar jest ułożony centralnie między kołami i w porównaniu z poprzednim modelem, masz wrażenie, że oba koła są równomiernie dociążone / lepszy balans - jest to wygodniejsze na podjeździe, a podczas zjazdów „szarpanie d*pą” właściwie się nie zdarza.”

Dobra, ale żeby nie było, że nam płacą za tą pochlebną recenzje (prawdę mówiąc to jasno dali nam do zrozumienia, że najuczciwsza cena jaką mogą aktualnie zaproponować to “za darmo”), czy ta bestia ma w ogóle jakieś minusy?

Paweł jest zaślepiony miłością i widzi wszystko przez różowe okulary, ale jego równie skoczny i przybliżenie szybki brat Peter z Eskimo, zdradził nam, że jeśli chcesz tym przyklejonym do ziemi czołgiem wykonać bunny-hop albo brylować manualem to musisz nastawić się na grube rwanie. Chociaż pewnie to jakaś strategia – niech się chłopcy nie rozglądają na boki tylko przyłożą do rozwoju tego dobrze rokującego związku. 

No i jeszcze kwestia wspomnianej już nadwagi…. ale przecież nieubłaganie zbliża się okres noworocznych postanowień, więc może warto “od poniedziałku” zapisać się na siłownię? ;] 

Na koniec, dla tych, którzy wciąż nie są przekonani, może płynace prosto z Białego Domu przesłanie samego Pana Prezydenta do was przemówi…

“Czy warto? TAK! Czy go potrzebujemy - TAK!, Czy warto było sprzedać nerkę, a zarobione na niej ogromne pieniądze wydać na coś co nawet samo nie podjeżdża?  - TAK! Czy to jest opłacalna inwestycja i będzie z tego przyszłoroczne Mistrzostwo Polski? - TAK! A w DH nie będzie? - TAK!!!”

 
Next
Next

Kubińska Hola na ebike’u - czyli lek na jesień o rzut beretem stąd