Czeskie harce - Eskimoo na Trutnov Trails relacja

 

Zapnijcie pasy i weźcie Aviomarin – będzie telepało, bo lecimy do usianego skałami Trutnova. To właśnie tu 22-23 kwietnia odbywały się nasze pierwsze zawody w tym sezonie.

Dwa dni ścigania – w sobotę w formule on-sight („na ślepo”, czyli bez możliwości trenowania odcinków), a w niedzielę powtórka po tych samych trasach, plus dla Elity jeden dodatkowy OS - również w formule on-sight. W sumie do pokonania mieliśmy 11 OS-ów, które mimo, że dosyć krótkie, okazały się treściwe jak dieta Kwaśniewskiego.

fot. photoIvusha

Po naszym zeszłorocznym starcie na trasach Trutnov Trails, także tym razem oczekiwaliśmy jazdy po charakterystycznych dla tego rejonu skalnych półkach i „telewizorach”, a tymczasem dostaliśmy zupełne „świeżaki”, wykrojone  w wilgotnej ściółce, poszatkowane śliskimi korzeniami, obfitujące w strome i wąskie ścianki oraz ciasne, kręte wąwozy.

I wiecie co? Zupełnie nas to nie rozczarowało. Czuliśmy się jak na placu zabaw, a po każdym zakończonym odcinku mieliśmy satysfakcję, jak przy odpakowywaniu czekoladek z kalendarza adwentowego.  

Do Trutnova przybyliśmy 5 osobowym składem, a w zawodach wystartowali tylko chłopcy, natomiast pozostałe dwie polskie endurowniczki – Asia i Ivka tym razem nie przyjechały wygrywać (ani nawet grać) tylko po prostu się pokazać.  

Nasze dziewczęta pozostawione same sobie wybrały się na trasy tamtejszego bike-parku i przez całą sobotę toczyły długie dysputy o tym co będą robić na stare lata.

Na 3 podjeździe Ivka rozłożyła ambonkę i zaczęła głosić słowo o tym, że w rzeczywistości już jesteśmy stare, na co Asia, która nie ma w sobie zgody na upływ czasu, najpierw przystanęła i przez dłuższą chwilę patrzyła w dal bez celu, a wiatr rozwiewał jej włosy tak, że wyglądała jak wierzba płacząca, po czym wkurw*ła się i rzekła – Iwonciu, co Ty pierd*lisz?! Pchajmy dalej, bo jeszcze po tych skałach trzeba zjechać. A potem jechała te skały tak powoli, że mogłaby spokojnie zostać trialowcem.

A propos skał. Mała - pazury zrobione, we włosach balejaż, pojechała się prężyć i kawalerów wypatrywać między kamieniami. Czar szybko prysł bo okazało się, że na oficjalnych ścieżkach pusto jak w lodówce z szaszłykami przed majówką, a wszystkie single tym razem są na innej górze.

Ostatecznie znalazł się jakiś jeden, ale po tym jak do niego zagaiła – „lubisz spać? to mamy wiele wspólnego”, jakoś nie zaiskrzyło i po raz kolejny przeznaczenia nie udało się oszukać.

Nasi chłopcy zaliczyli zdecydowanie lepszy występ w terenie niż nasze dziewczęta.

Stary zabłysnął jak Wójt Światłonskowic na dożynkach w 2014. Zaś pokazał się z najlepszej strony i po raz drugi w tej miejscówce, stanął na 2 miejscu podium - nie dość że za granicą (blisko bo blisko, ale zawsze), to jeszcze w doborowym towarzystwie Jana Vanera i Františka Żilaka.

Z Franciszkiem przez całe zawody toczyli przepychanki, ale ostatecznie to Żilak wbił naszemu Kierownikowi klina. Decydujący okazał się 7-my, bardzo kondycyjny odcinek, po którym Pawełkowi zaczęła padać bateria i bynajmniej nie chodzi o tą w telefonie. Przed kolejnym startem ma zalecenie dietetyczne - pożywna owsianka ze skwarkami i smalcem, a za pokutę 2x podjazd na Luboń przez cały kolejny maj, w drodze odśpiewując majówki.

fot. Martin Polesny

David Pietrzak, którego trening przed zawodami w Trutnov był obszerny, jak spuścizna intelektualna Ministra Czarnka i opiewał zaledwie o jedno popołudniowe haratanie po Krzywoniu, zaskoczył wszystkich, a najbardziej sam siebie, finalnie plasując się na 11 miejscu w Elicie.

Być może wpływ na to miał fakt, że w Gregorio rozpatrzyli mu reklamacje i dostał nowy damper FOX, który nie rozpraszał go już żadnym pukaniem. Dawid jest zagorzałym wyznawcą poglądu, że albo ściganie albo pukanie – nigdy oba na raz, bo to negatywnie przekłada się na wyniki.

fot. Martin Polesny

O ile w pierwszy dzień AirDavid po minięciu linii mety wyglądał, jak wykąpany w czymś gorzkim, a smutną minę musieliśmy zmywać z niego smakiem czeskiego lagera, o tyle w niedziele złapał wiatr w skrzydła i poleciał jak ćma w wodzie.

Poprawił czasy i awansował o cztery pozycje #kamasutraNakazdyDzień potwierdzając inną znaną regułę, że “prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale po tym jak kończy.“

A propos zakończeń…

Młody - David Cieśla, mimo że pierwszy dzień zakończył bez satysfakcji, to przemyślał sobie wszystko, wyśnił co się może stać jeśli się bardziej nie postara – niestety, albo i stety, były to mokre sny z krzykami w środku nocy i wybieganiem z łóżka, które niefortunnie przebudziły naszą Asię (możecie sobie wyobrazić co się dzieje, gdy Asia zostaje nagle wybudzona z błogiej drzemki #aniJejwięcejniewkurw*aj).

Asienusieńka przeprowadziła z Młodym interview, które odcisnęło na Kanadyjczyku takie piętno, że w niedzielę rano z powodu koncentracji, aż zaniemówił. Kazał tylko Kierownikowi zdemontować klamki od hamulców, po czym stanął na starcie, odkręcił manetkę do oporu i poprawił swój czas o 1,5 min, mimo, że jechał o jeden odcinek wiecej niż dzień wcześniej.

fot. photoIvusha

Ostatecznie Dave zakończył rywalizację na 53 miejscu w Elicie.

Nie jest to może jakiś spektakularny wynik, ale i tak jesteśmy dumni z jego hartu ducha, biorąc pod uwagę, że dokładnie tydzień wcześniej, po srogiej glebie na Żarze wizytował bielski Oddział Ratunkowy (SOR), na którym to blady, z płytkim oddechem i balansując na krawędzi zapaści z wyników RTG dowiedział się, że ma pęknięte żebro.

Mimo, że podczas jazdy kości trzeszczały mu, jak gałęzie starego buka, to w Czechach wytrwał do finiszu i jeszcze na koniec 11 odcinka wpadł w takie bagno, że aż mu przemyło naczynia krwionośne. Ale młody jest, to się na nim goi jak na psie.

fot. Martin Polesny

Pełne wyniki znajdziecie tutaj

A my już szykujemy się do kolejnego startu - tym razem w planie czeskie Kouty! Trzymajcie kciuki i do zobaczenia w lesie !

 
Previous
Previous

Kubińska Hola na ebike’u - czyli lek na jesień o rzut beretem stąd

Next
Next

Eskimoosy na rowerach - nasza historia w pigułce